Menu:


Artykuły


Start
Recenzje
Historia
Projekty
Porterety
Featuringi
Dyskografia
Artykuły
Wiadomości
Zdjęcia
Tapety
Teksty
Mp3
Wideo
Download
Subskrypcja
Księga Gości
Forum
Linki
Konkurs
Autor




Artykuł o Piotrze Łuszczu "Magiku" z "Klanu" nr 17 - "Wspomnienie huraganu"

Klan

Mag był bardzo intensywny. Ci, którzy znali go krótko mówią, że był jak mały huragan. W nim się gotowało, wręcz kipiał własną osobą. W kontaktach z ludźmi był szczery i otwarty, chociaż trudno było do niego dotrzeć. W sprawach ważnych dla niego potrafił być niezwykle uparty. Cały czas był sobą, czasami wręcz do przesady. Potrafił nakręcić niesamowicie radosny klimat, kiedy coś szło po jego myśli po prostu cieszył się, wygłupiał. Ludzie albo chcieli być z nim, albo go unikali, ale nie byli obojętni. Poprosiliśmy osoby znająca dobrze Magika, jego bliskich, by podzielili się z nami wspomnieniami. Spisali je jego przyjaciele z zespołu - Rahim i Fokus.

Fokus

Poznałem Magika na przerwie w kiblu w technikum. Kumpel miał w walkmanie "Do boju Zakon Marii" i dał mi posłuchać. Doznałem szoku, nawet nie przypuszczałem, że można coś takiego robić. Coś tam, jąkając zacząłem się pytać kumpla "co i w ogóle jak", a on uświadomił mi, że ten koleś stoi obok. Złożyłem na ręce Maga respekcik i zacząłem sam pisać teksty. Potem na przerwach mu rymowałem, takie jazdy o Marii i sam nie wiem jeszcze o czym. Mag przy którymś tekście mnie zjebał, że nie wiem o co biega i w ogóle, żebym sobie wymyślił jakiś inny temat niż Zakon Marii. Potem pamiętam, że pierwszy raz paliłem i miałem straszny kosmos, a przez całą akcję przedarł się Magik i powiedział, że coś mi puści, specjalnie mi, on, Magik z Kalibra 44 mi coś puścił. To było Wzgórze, wtedy "poznałem" hiphop, hehe, porwał mnie gdzie? wysoko. Potem raczej nie kręciłem się w jego otoczeniu, gdzieś po roku poszliśmy jakoś na piwo razem, bo tylko my w całej szkole łaziliśmy po korytarzu podczas lekcji. Potem powstała Paktofonika. Pustka...

Rah

Jedna z pierwszych imprez rapowych w katowickim Mega Clubie (ok. roku przed wydaniem "Księgi tajemniczej" K44). Zaobserwowałem kolesia z zaplecionymi na głowie "francuzami" w stylu Ice-T i niemalże automatycznie obudziła się we mnie nieodzowna chęć zasięgnięcia informacji odnośnie tego uczesania. Jakimś dziwnym trafem ten gościu podszedł do mnie i poprosił o papierosa. Poczęstowałem go i wykorzystałem moment na zaspokojenie mojej ciekawości. Po krótkiej rozmowie przedstawił się jako "Magnum" i zaprosił mnie do Sosnowca na koncert swojej grupy. Jakieś pół roku później w tym samym klubie poznaliśmy się po raz drugi, gdyż on mnie nie pamiętał. Przeprosił za swoją sklerozę. Zamieniliśmy znów kilka zdań. Następne parę miesięcy później poznaliśmy się po raz trzeci na koncercie Kalibra 44 i owego dnia przedstawił mi się jako Magik! Od owego dnia zaczęła się tak naprawdę nasza znajomość, później przyjaźń i współpraca. Od zawsze miał zaskakujący "image". Zawsze inny i równie nowatorski: różne kolory włosów, fryzury, chusty, czapki itd. Pierwszy raz stawiliśmy się na prezentację swych bitów u niego w mieszkaniu. Były to wakacje i czekałem na niego, aż wróci z pracy (sezonowej oczywiście). Przyszedł z Justyną (jego późniejszą żoną) i zaczęła grać muzyka. Od pierwszej chwili oczarował mnie swymi "magicznymi" melodiami, nie wspomnę już o tych jego dojebanych rymach wrzucanych pomiędzy 4 ściany pokoju z niepowtarzalną charyzmą, melodyką i pomysłowością. I te jego bujanie do wylatujących z głośnika bitów. Wyszedłem z jego domu oczarowany i już wtedy stał się dla mnie "Wielkim Mistrzem", u którego pragnąłem pobierać nauki. W miarę upływu czasu, treningów i wysłuchiwania opinii na temat mej własnej twórczości, zaczęła zawiązywać się między nami więź. Był okres, gdy znajomi dopatrywali się w nas podobieństwa i wnioskowali, iż wyglądamy jak bracia. Pewnego dnia gdy podążaliśmy z Katowic do mojego miasteczka Mikołów, wyznałem Magikowi prawdę odnośnie mojego podejścia do jego twórczości. W tym momencie doznałem szoku. On rzekł: "nie no, to właśnie mnie twoja twórczość rozpierdala i to ja chciałbym umieć to robić tak jak ty..". Pamiętam te słowa jak dziś. Ta właśnie rozmowa była punktem zapalenia czegoś, co jakieś dwa lata później zrodziło Paktofonikę. Od 1998r. widywaliśmy się często. Chodziliśmy na wspólne bibki, nagrywaliśmy, rozmawialiśmy, graliśmy koncerty, a nawet nudziliśmy się wspólnie. Nie zapomnę motywu podczas tygodniowego pobytu w Niemczech. Po obfitym w pracę poprzednim dniu i wieczornej imprezie do późna w nocy, śpię sobie rano i nagle otwieram oczy by zbadać sytuację. Jest 6 rano, Fokus śpi, w mieszkaniu ani żywej duszy, a gdzie Magik?? Zerkam na wprost, a on na balkonie z fajką w dłoni i z słuchawkami w uszach, wczuty, kiwa się do bitu kreśląc jakieś teksty. I tak codziennie. My wstając około południa na wstępie dostawaliśmy na nasze świeże uszy jego poranne wypociny. Przyznam, że po tym tygodniu przebywania wspólnie od rana do późnej nocy, musiałem wziąć parę dni wolnego, aby od nich (PFK) odsapnąć. Podczas pracy nad "Kinematografią" był nie do opanowania. Cały czas chciał coś robić. Nie był w stanie wysiedzieć w jednym miejscu i trochę odpocząć. Rapował każdą ze zwrotek po kilkanaście razy i cały czas widział w nich jakąś niedostrzegalną dla nas niedoskonałość. Podczas wspólnych debat na jakieś ważne tematy zadawał multum pytań "pomocniczych" by w 100% zrozumieć istotę sprawy. Następnie wszystko analizował i wysuwał wnioski. Dużo myślał nad życiem i nad wszelakimi mechanizmami nim kierującymi. Nie rozstawał się nawet na moment ze swymi troskami i problemami, które z sekundy na sekundę stawały się coraz większe i bardziej przytłaczające. Nauczyliśmy się z tym żyć i ze szczerego serca staraliśmy się mu pomóc. Największy wkład w jego "terapię" miał Gustaw, który posiada największy bagaż doświadczeń. To on stał się przybocznym "psychoterazpeutą" Maga. Reasumując, stwierdzam, że wraz z nim odeszło me ogromne źródło artystycznej energii, którą emanował. Odszedł mój przyjaciel, idol, nauczyciel, współtwórca składu PFK oraz największy artysta jakiego mogłem spotkać na swej drodze życia. Dla mnie nikt nie jest w stanie go zastąpić i jego brak jest dla mnie przeogromnym cierpieniem, na którego stłumienie potrzeba będzie wielu lat, ale mimo tego na zawsze pozostanie w mej pamięci i w mym sercu. Ci, którzy go nigdy nie poznali, mogą jedynie żałować. Natomiast Ci, którzy go skrzywdzili mogą teraz pluć sobie w brodę i do końca ich zasranego życia się obwiniać. Zmazik - spoczywaj w pokoju.

Marcin i Przemek (bliscy koledzy Magika)

... - No to było w chuj akcji z Magikiem, nie wiem. Ja się z nim poznałem chyba w najbardziej prze*** sposób: Mag wrócił z Dortmundu, wyście wtedy jakoś osobno jechali, nie? No, i Mag po drodze spotkał **** i poszli na piwo. Najebani dotarli na osiedle, tam była ekipa, siedzieliśmy na ławce, tak, no i ktoś tam wyciągnął psychotropy. Zarzuciliśmy po jednym, po drugim i nic. Lufa, lufa, piwo, lufa, po trzech godzinach zaczęły się tabletki wkręcać. Zaczęliśmy na takie tematy gadać, że to głowa boli...
... - Pojechaliśmy w piątkę gdzieś na Jurę, na skałki. Wzięliśmy grilla, kiełbaski. Przyjechaliśmy nad jakieś jeziorko, czy coś, rozłożyliśmy się, upał, jaranie, muza z auta. Wtedy Mag powiedział: "coś wam puszczę", zapodał podkład i zarymował na żywca "Jestem Bogiem"...
- ta, a jaka była w ogóle akcja z "Jestem Bogiem". Rano do niego przychodzę, no i mi mówi, że całą noc nie spał, tylko pisał. Co napisałeś wziął zeszyt, patrzy, tak wiesz, odsunął go: "kurwa, to nie ja to napisałem!".
- Natchnęło go...
- No, bardzo się rzucał żebyśmy (rah i fks) do tego coś napisali, mieliśmy opory, ale w końcu zrobiliśmy ten wałek.
- Kiedyś wpadłem do Maga z flaszką, obróciliśmy ją w pół godziny i poszedłem do domu, a on spać. Ekspres...
- A koncert w Toruniu? Jak Mag śpiewał "dziwny jest ten świat" Niemena? Albo, qrwa, wracaliśmy już, wiesz, bo myśmy tam zostali jeszcze jeden dzień czy dwa. No i dworzec, ostatni pociąg z Inowrocławia, sami na dworcu, jeszcze worek do oclenia, zajebaliśmy się straszliwie, no i czekamy na godzinę. Po godzinie: O! Pociąg! Wstaliśmy, podeszliśmy do pociągu, chcieliśmy jechać w pustym przedziale, pobiegliśmy do wagonu na końcu, za Warsem. Okazało się, że to kuszetka więc dawaj z powrotem. Zanim dobiegliśmy to nam spierdolił, qrva idioci! Hehe!
- Na masteringu w Częstochowie, siedzieliśmy już nad tym w chuj a Mag miał wtedy zajawę na "trzymanie formy" i ćwiczył w studiu jakieś kopnięcia, co chwila przychodził, mówił: "stań tak" i pokazywał te kopnięcia w zwolnionym... Nie potrafię sobie teraz przypomnieć, ale było tego bardzo dużo, po prostu z Magikiem nie można było się nudzić, cały czas coś się działo, sama rozmowa z nim była interesująca. Gadaliśmy chyba na każdy temat.
- Wiem, że jest tutaj teraz z nami...

Gustaw Szepke (szef Gigant Records)

klan: Co było takiego w Magiku co sprawiło, że postanowiłeś wydać go z Paktofoniką?
Gustaw Szepke: To "coś" czego zazwyczaj nie mają inne zespoły i nie myślałem tylko o Magiku. Paktofonika - to pakt foniczny i duchowy trzech niezwykle wrażliwych osobowości, trzech różnych głosów. Tu nie ma wątpliwości, który jest przy mikrofonie, a jednak tworzą spójną całość. Nie znoszę zespołów, gdzie nie można rozróżnić głosów, tym bardziej kiedy się wzajemnie naśladują, albo kiedy są z południa czy północy Polski, a udają Warszawiaków. Ich osobowość praktycznie nie istnieje. Nędzni imitatorzy cofający się w rozwoju. Druga sprawa to taka, że wielu fanów hip-hopu prosiło mnie, żebym im pomógł wydać płytę. Najpierw spotkałem się z Rahimem i okazało się prawdą, że przez dwa lata, mimo wielkich chęci, różni wydawcy delikatnie mówiąc zlekceważyli Paktofonikę. Jeżeli chodzi o pieniądze, zawsze się można dogadać, pod warunkiem, że artystyczna strona jest ważniejsza od szmalu. Podczas nagrywania płyty "Kinematografia" nie miałem żadnych wątpliwości, że są najlepszym polskim zespołem jaki kiedykolwiek słyszałem. Precyzja i pomysły Rahima, sam głos Fokusa nie mówiąc o technice i tekstach i oczywiście Magik - artysta absolutny. Jak Bob Marley polskiego hip-hopu, choć zagubiony jak Jim Morrison, czy mój przyjaciel, nieodżałowany Rysiek Ridel z Dżemu. Większość śpiewaków popu, rocka czy bluesa zamęcza szeleszczące, bezdźwięczne "sz", "cz", "dz", "n" - Magik sprawiał, że brzmienie języka polskiego stawało się lekkie i dźwięczne, rymował z łatwością w naturalnym uniesieniu, tworzył niepowtarzalny klimat. Czuł muzykę całym sobą, kiedy tylko wchodził do auta i puszczałem jakiś bit, cały czas się kiwał jak w chorobie sierocej, a to nie były wygłupy tylko naturalny trans. Pamiętam jak kilka dni przed śmiercią przywiozłem pierwszy raz gotową płytę, razem prześpiewaliśmy i przekiwaliśmy całą. Tak się też stało, że między nami nie było żadnej bariery typu "artysta-wydawca", byliśmy jak bracia, może nawet bardziej niż reszta zespołu.

klan: Czy to prawda, że ma się ukazać jeszcze jedna płyta PFK?
Gustaw Szepke: Najprawdopodobniej ukaże się jeszcze jedna płyta Paktofoniki. Jest trochę nagrań archiwalnych, nigdy nie opublikowanch, a Fokus i Rahim wciąż tworzą. DJ Bambus (BDJ) i Sot bitboxowiec też są w niezłej formie. Wszyscy oni pokazali co potrafią 3 marca 2001 na koncercie w Katowicach. Prawdziwym problemem był oczywiście brak Magika, ale jego kwestie śpiewała publiczność, zadziwiająco dokładnie znając teksty.

klan: Jaki był jako artysta?
Gustaw Szepke: Magik jako artysta? U nigo nie było różnicy między człowiek jako człowiek lub człowiek jako artysta czy coś tam jeszcze. Artystą był bez przerwy, tak jak i człowiekiem, choć prawdą jest, że trudnym. Nie umiał oddzielić sztuki od rzeczywistości, zmagał się z nią, walczył tekstem i muzyką. Pisał głównie w nocy 2:00, 4:00. Nieraz dzwonił po północy i rymował całe kawałki, wiele takich, których nigdy nie usłyszymy. "Jestem Bogiem" pierwszy raz usłyszałem przez komórkę jadąc autem. Zaczym dojechałem z Warszawy na Śląsk znałem już kilka wersji. Dzwonił co jakiś czas, oczywiście w nocy, rymował i pytał co ja na to, jak myślę, czy Rahim i Fokus będą chcieli zarymować następne zwrotki. Cały czas walczył, żeby to co rymuje było prawdą, nic innego nie miało wartości. Kiedy spotykam różnych nazwijmy to "artystów" (nie chodzi tylko o hip-hop), choć częściej kiepskich rzemieślników, płakać się chce, że robią wszystko dla lokalnej kariery. Prawdziwa sztuka i pieniądze nie mają ze sobą nic wspólnego i nigdy mieć nie będą. Pieniądze próbują sztukę dogonić i oczywiście uzależnić. Tworzą struktury marketingu kupując prasę, radio, telewizję, chcą określić jej ramy, ale sztuka jest wolna i to bardziej niż jej twórca. Sztuka to ptak, którego nigdy nie zamkną w klatce.

Justyna (żona Magika)

Odkąd go znam zawsze zajmował się hip-hopem, to był jego pasja. Poznaliśmy się w drugiej klasie szkoły średniej, czyli siedem lat temu, stąd nasze małżeństwo było zupełnie naturalną sprawą. Nie wiem jak długo będzie jeszcze za wcześnie wspominać to, co się stało. Między nami było coraz lepiej i nagle taka tragedia, zbyt osobista by mówić o tym bez trudu i nadmiernych emocji. Powiem tylko, że nigdy nie mógł zrozumieć ludzkiej nieszczerości i wszystkiego co się z tym wiąże, sam był przeciwieństwem takich zachowań - "szczery do bólu, że aż przezroczysty" - ten autoportret jest chyba najtrafniejszym opisem i chyba wystarczy. Pozdrawiam jeszcze czytelników Klanu i mam nadzieję, że wrażliwi ludzie zrozumieją teksty i muzykę tworzoną przez Piotra.




All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2002 serwis www.pfk.one.pl